technik artykul 2011 03 32745, 3-2011

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
N
OWOCZESNY
T
ECHNIK
D
ENTYSTYCZNY
A
rtysta w pracy
i po godzinach, technikę
dentystyczną traktuje jako
sposób na życie. O pasjach
i zainteresowaniach
w życiu prywatnym
i zawodowym z Krzysztofem
Boczarem rozmawiała
Anna Olszewska-Adamowicz.
Proteza
malowana
jak
Wywodzi się Pan z krakowskiego
środowiska techniki dentystycznej.
Kiedy rozpoczął Pan karierę?
Pierwsze pół roku spędziłem na kierun-
ku technika dentystyczna w Staracho-
wicach pod opieką prof. Gawędy (wcze-
śniej uczył w Krakowie). Oj, nie było ła-
two. Pozostałe semestry uczyłem się już
w rodzinnym mieście. Dyrektorem Me-
dycznego Studium był wtedy, nieżyjący
już, dr Andrzej Ciaputa, niekwestiono-
wany autorytet. Teoria, którą wykładał,
była przedstawiona jasno i przystępnie,
poparta olbrzymim doświadczeniem
i praktyką od strony lekarza i protety-
ka. Z kolei prof. Dobranowska dbała
o to (z dobrym chyba skutkiem), byśmy
tę teorię odpowiednio wykorzystali.
I tak przemknęło lat 20 i ciut. Byłoby
więcej, ale niestety po Studium byłem
zmuszony zająć się problemami obron-
ności kraju…
Wracając do pytania, kariera to za
dużo powiedziane. Moją pracę traktuję
bardziej jako sposób na życie. Zresztą,
patrząc wstecz, widzę, że niektóre zawo-
dowe kroki bywały nieco spóźnione. Ale
takie jest życie i szkoda czasu na przeżu-
wanie, lepiej cieszyć się dniem dzisiej-
szym i widzieć piękniejszą jego stronę.
Muszę też powiedzieć, że w ciągu kilku
ostatnich lat poznałem wielu świetnych
protetyków o większym od mojego do-
robku, a znajomość z nimi i możliwość
wymiany doświadczeń wiele dla mnie
znaczą.
szkieletów z innych pracowni. Ale trud-
no nie zauważyć, że przez ostatnie lata
środek ciężkości przesunął się ogromnie
ku stałym uzupełnieniom estetycznym.
Nawiasem mówiąc, w innym zawo-
dzie półkę ze specjalizacją umieściłbym
poniżej półki z pasją i na niej widział-
bym np. Jacquesa Cousteau, miłośnika
flory i fauny morskiej, który zaszczepił
swoje idee synowi i wnukowi, lub Lecha
Majewskiego, który z miłości do ma-
larstwa ożywił w swoim filmie „Młyn
i krzyż” – obraz Pietera Bruegla, będąc
jego reżyserem, scenarzystą, robiąc też
zdjęcia i muzykę. W zawodzie technika
dentystycznego bez pasji i poświęcenia
(często kosztem życia rodzinnego) nie
ma co myśleć o efektach. Kawał serca
zawsze zostaje w naszym laborato-
rium.
Czy sztukę wykonywania
szkieletów można uznać za Pana
specjalizację?
Niewątpliwie tak, chociaż w moim labo-
ratorium wykonywany jest szeroki wa-
chlarz prac, to szkielety klasyczne były
zawsze tym, co sprawiało mi dużo satys-
fakcji i przyjemności – dwa kolejno wy-
grane Konkursy Techniki Dentystycz-
nej o Puchar Prezesa KSTD w kategorii
proteza szkieletowa na pewno dodały
mi pewności siebie, pokazując, że moja
praca doceniana jest przez specjalistów
w tej dziedzinie. Sprawiły też, że wzro-
sła liczba zlecanych mi do wykonania
Jak ocenia Pan młodych adeptów tej
specjalizacji?
Cóż, żyje się szybciej i młodzi ludzie
są też bardziej niecierpliwi, a w tym
zawodzie doświadczenie zdobywa się
14
 SYLWETKI
TECHNIKI
DENT YST YCZNEJ
3
/2011
latami. Chociaż przy wąskich specja-
lizacjach ten czas się skraca. Kiedy
mam styczność z uczniami, widzę,
jakie znaczenie ma nauczyciel zawo-
du. Czy sam pracował w zawodzie,
poznając go od podszewki, czy potrafi
i chce mu się przekazać swoją wiedzę,
czy przybliży niepowtarzalność tego
zawodu, który, jak powiedziała kiedyś
Agnieszka Jasek, „jak chyba żaden łą-
czy w sobie kilka innych” (artysty, me-
talurga, czasem fotografa, programisty,
a nawet negocjatora w rozmowach z le-
karzami).
Wiadomo, że szkołom ciężko jest przy-
gotować do warunków spotykanych
w codziennej pracy pacjentów, dlate-
go uważam, że powinien być wprowa-
dzony system praktyk w laboratoriach
protetycznych, włączony do programu
nauki. Młody technik już w trakcie na-
uki, praktykując w pracowni, wiedział-
by, „czym to pachnie”, czy rzeczywiście
jest to jego przeznaczenie i już na tym
etapie mógłby wybrać to, co mu najbar-
dziej odpowiada.
Czas na kilka pytań z praktyki.
Jaką rolę spełnia odkwaszanie
wycisków alginatowych?
Nie powiem, że kluczową, bo da się bez
tego żyć, ale po prawidłowym odkwa-
szeniu gips ma równomiernie rozłożo-
ną twardość i jego powierzchnia jest
gładsza. Co prawda producenci algina-
tu zapewniają w instrukcji, że wycisk
można odlać po 100 godzinach, ale
wskazane jest zrobić to jak najszybciej.
Już po upływie kilku godzin we wgłę-
bieniach wycisku widać zgromadzony
alginian sodu o ciemniejszym kolorze.
Co prawda na łamach „NTD” była już
o tym mowa, ale powtarzanie jest matką
nauki. Trzeba wypłukać alginian i ewen-
tualną ślinę, wydmuchać i osuszyć wy-
cisk, na minutę wsypać biały gips, żeby
wchłonął kwas alginowy, potem dokład-
nie go usunąć, wypłukać, znowu osuszyć
sprężonym powietrzem i odlać.
wycisk? Na co zwrócić uwagę przy
pobieraniu wycisku?
Proponuję odwrócić pytanie: jakie ce-
chy powinien mieć prawidłowo współ-
pracujący z nami lekarz? Nie może się
za bardzo spieszyć, natomiast powinien
być obdarzony pewną dozą samokryty-
cyzmu. Jeśli widać, że wycisk jest niedo-
kładny, to powinien od razu wylądować
w koszu. I powinien być jeden dobry,
a nie trzy do wyboru.
Wycisk powinien być pobrany gęstym
alginatem, a nie spływającym z łyżki oraz
obejmować całe pole protetyczne (rów-
nież w przypadku pojedynczych koron),
bez żadnych pęcherzy powietrza, ślina
powinna być dokładnie odessana (bo jej
resztki tworzą później złudzenie tarki
na podniebieniu), a odstająca od łyżki
masa to dyskwalifikacja natychmiasto-
wa. Wycisk powinien być pobrany na łyż-
ce metalowej z rantem bądź z perforacją.
Łyżki plastikowe odkształcają się już przy
pobieraniu wycisku, czego wynikiem jest
często sprężynująca lub odstająca w ja-
mie ustnej proteza szkieletowa.
Aby wykonać dobrą pracę, potrzebny
jest dobry wycisk. Jakie cechy
powinien mieć prawidłowo pobrany
15
 SYLWETKI
TECHNIKI
DENT YST YCZNEJ
N
OWOCZESNY
T
ECHNIK
D
ENTYSTYCZNY
Na początku przygody
ze szkieletami polecałbym
popracować nad
funkcjonalnością
i
prawidłową konstrukcją
szkieletu
, stopniowo
przechodzić do delikatniejszego
modelunku.
Wyciski z drobnymi mankamenta-
mi można wykorzystać do wykonania
modeli pod łyżki indywidualne, co jest
szczególnie wskazane przy zębach
paradontycznych lub dużych brakach
międzyzębowych. Pamiętać należy,
że masa wyciskowa powinna być w mia-
rę równo dociśnięta do całego podłoża.
Poza tym, jeśli pacjent ma głębokie,
tzw. gotyckie podniebienie, dobrze jest
uformować na łyżce wzgórek z siliko-
nu lub z wosku, który wyeliminuje jej
niewłaściwy kształt. Warto też takie
modele potraktować jako orientacyjne,
zaznaczając konieczne preparacje pod
ciernie.
Wiem, że mówię o rzeczach w więk-
szości oczywistych, przepraszam za to,
ale na każdym etapie pracy zawodowej
trzeba wystrzegać się rutyny. Trzeba
też czasem wykazać się asertywnością
i nie przyjąć złego wycisku. Kilka lat
temu pewna lekarka, zresztą bardzo
dokładna, powiedziała: „Krzyś, dla-
czego nie powiedziałeś mi, że masz za-
strzeżenia do wycisku? Przecież to nie
problem – mogłam powtórzyć! Skoro
uznałeś, że możesz na nim pracować,
to sam jesteś sobie winien…”. Cóż, mia-
ła rację.
Za najprzyjemniejszą część
pracy wielu techników uważa
modelowanie w wosku. Jaka metoda
modelowania jest Pana ulubioną,
a jaką poleciłby Pan adeptom
techniki dentystycznej?
Każdy musi wypracować taką meto-
dę, która jemu najbardziej odpowiada.
Wiadomo, że do modelowania warto
się przyłożyć, bo oszczędza to czas rzeź-
bienia w metalu. Oczywiście staranny
modelunek nabiera sensu po dokładnie
wykonanym etapie podcieniania.
Na początku przygody ze szkieletami
polecałbym popracować nad funkcjo-
nalnością i prawidłową konstrukcją
szkieletu, stopniowo przechodzić do de-
likatniejszego modelunku. Byle nie
przesadzić z ornamentyką. Sam przy
modelowaniu od wielu lat stosuję meto-
dę konturową, w której ogranicznikami
wosku, szczególnie przy łukach podję-
zykowych, klamrach ciągłych i zespolo-
nych, są pałeczki woskowe o śr. 0,6 mm;
0,8 mm; 1,0 mm i 1,2 mm. Wskazany jest
też nożyk elektryczny, najlepiej z dwie-
ma końcówkami. Przyjmuje się, że jego
użycie skraca czas modelowania o ok.
25%.
16
 3
/2011
W swoich artykułach często pisze Pan o powielaniu
w silikonie metodą bezpuszkową. Jakie zalety ma takie
powielanie?
Samo użycie silikonu zamiast agaru znacznie skraca etap powie-
lania. „Szybkie” silikony o twardości w skali Shore’a 22-24 wul-
kanizują w 10 min. Przy ewentualnej porażce z odlewem, gdy
mamy zachowaną formę silikonową, wystarczy ok. 50 min, aby
na nowym modelu zacząć modelować nowy szkielet. Poza tym
silikon jest dokładniejszy, a dzięki temu, że nie zawiera wody,
modele z masy wyjęte z niego są suche i twarde. Ma to duże
znaczenie przy pracach kombinowanych – delikatne części
zatrzasków lub interlocków mogą ulec wyłamaniu.
Polecam też użycie garnka ciśnieniowego na wszystkich
trzech etapach: po zalaniu silikonem podcienionego modelu
– po wlaniu masy osłaniającej do formy silikonowej – po za-
laniu pierścienia.
Natomiast dzięki metodzie bezpuszkowej oszczędzam sili-
kon i masę osłaniającą, ponieważ brzeg modelu jest brzegiem
późniejszego pierścienia – nie ma strat materiału.
Na co należy zwracać szczególną uwagę podczas
wyparzania wosku, aby nie doszło do pęknięć?
Nie można doprowadzić do szoku termicznego. Model należy
zanurzyć w ciepłej wodzie, stopniowo ją podgrzewać przez
2-3 min i dopiero wyparzyć.
Jaka jest istota lakierowania szkieletu i klamer?
Oczywiście kosmetyka! Co prawda lubię, jak dobrze wypole-
rowana klamra ładnie się błyszczy, ale jak kiedyś będę musiał
sam korzystać z protezy, to chyba wolałbym, żeby błyszczały
mi oczy... Na rynku są różne produkty, przyznaję, że wszystkich
nie wypróbowałem, ale dobrą, sprawdzoną jakość mają opake-
rowe lakiery w paście na bazie kompozytu jednej z niemieckich
firm. Są bodaj 2 odcienie na siatkę Sebond Pink i 5 Sebond Den-
tin w charakterystycznych kolorach wg VITA CLASICAL.
Nie samą pracą żyje człowiek… Czym zajmuje się Pan
w ramach odpoczynku i relaksu?
Człowiek może nie, ale mam czasem wrażenie, że technik
dentystyczny to osobny gatunek. Ale nie jest też tak źle! Dla
przyjemności i zachowania kondycji pływam i jeżdżę na nar-
tach. A gdy mam czas na dłuższy deser, biorę się za malowanie.
W szkole trochę rysowałem pastelami. Po długiej przerwie,
ok. 7 lat temu, postanowiłem porwać się na coś ambitniejsze-
go i kupiłem farby olejne oraz poradnik dla początkujących.
Dzięki pracy z porcelaną wiedziałem, jak trzymać pędzel, więc
poszło łatwiej i w 2005 r. miałem przyjemność zaprosić zna-
jomych i przyjaciół na wernisaż w jednej z krakowskich sal
wystawowych. Po tych kilku latach mogę tylko powiedzieć,
że żałuję, iż tak rzadko mam czas na malowanie. Tworzyć coś
zupełnie innego, to wspaniałe uczucie, bardzo lubię te godziny
spędzone przed płótnem. Chciałbym wypracować jakiś własny
styl, a na razie po prostu bawię się kolorami. Wszystko jeszcze
przede mną – koniec świata znowu przesunięty!
Dziękuję za rozmowę.

  [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • shinnobi.opx.pl